czwartek, 5 lipca 2012

Wywiało mnie

Długo mnie nie było i aż głupio się czuję, że zniknęłam tak całkiem bez ostrzeżenia... Przepraszam wszystkich, którzy jakoś ten brak odczuli! Powodem tego straszliwego faux pas z mojej strony była oczywiście sesja (a nawet dwie...).
A teraz wyjechałam, co powinno skutkować częstszym pisaniem!

Zanim jednak przejdę do moich wojaży zagranicznych, muszę się podzielić krótkim podsumowaniem kilku ostatnich dni spędzonych w domu:

1) prawie że ogarnęłam moje dwie sesje! Został mi jeden egzamin, który zapewne bym zdała, ale na który już po prostu nie miałam siły psychicznej pójść. Ale zaliczyłam wszystko inne, łącznie 30 przedmiotów. A to moja pierwsza w życiu poprawka ;)

2) spotkałam się z dawno niewidzianą Ninon, za którą już taaaak baaardzo tęskniłam. Zjadłam u Niej najlepsze ruskie pierogi ever, produkcji własnej na dodatek. Nie popisałam się jedynie, że nie zabrałam ze sobą w gości Kota, który też był zaproszony. Rekompensuję:

N., to dla Ciebie i Twojej Mamy!

3) byłam na zakupach z moją Babcią, która jest jednym z najlepszych stylistów, jakich znam! Zakupiłyśmy wspólnie 3 koszulki, jedne krótkie spodenki, jedne pasiaste rajstopy i Najlepszą Spódnicę Świata, co było moim prezentem na nadchodzące urodziny

4) samodzielnie zakupiłam jeszcze Dokładnie Takie Buty, Jakie Chciałam i bardzo ładną pomadkę

5) źle zrobiłam zamówienie na aparat fotograficzny, ale już zostało to naprawione i dotrze on do mojego domu jutro, a tutaj zostanie mi przywieziony w niedzielę (co będzie skutkowało fotkami!!!). A aparat jest taki, jak zawsze chciałam: nieduży. Mogę go wrzucić do torby i mieć przy sonie bez żadnego problemu, wyjąć w każdej chwili i zrobić zdjęcie na pamiątkę. Bo to nie jest aparat profesjonalny. Taki też mamy w domu. Ale ten będzie taki mój i ma służyć do łapania wspomnień...

* co do rzeczy kupionych, to, jak już się właśnie z aparatem ogarnę, to postaram się podzielić jakąś dokumentacją

6) byłam na spotkaniu mojej klasy jeszcze z gimnazjum. Fajnie było zobaczyć się z tymi ludźmi, fajnie było słuchać ich lekko zdziwionych komplementów, bo tak, wyglądam teraz baaardzo inaczej, lepiej... Idąc na to spotkanie oczywiście wywaliłam się na prostej drodze, co nieszczególnie skończyło się dla kolan:

Kolana (po)bojowe!

I rzeczy, których nigdy w życiu nie robiłam:

7) wypiłam trzy drinki! Hah, wiem, że to żadna ilość, ale to zapewne i tak więcej, niż wcześniej przez całe życie łącznie ;)

8) spędziłam fantastyczne popołudnie na dachu bloku w samym środku centrum Warszawy:

Kto widzi pałac? :)



A już w kolejnym poście początek relacji ze Szprechlandii!

7 komentarzy:

  1. Ninon jest przeszczęśliwa, że wspomniano o niej tak miło w tym właśnie blogu, a nawet o jej produkcji własnej pierogach (ach, ta promocja), i w dodatku podarowano jej Kota (Futro powinno siedzieć obok i strzelać focha, że pańcia się zachwyca innym kotem, ale pewnie leży zdechłe gdzieś w ogródku). No i zazdrości pobytu w Szprechlandii.
    Chociaż Mama zadowolona z JEDNEGO zdjęcia to nie jest, oj, nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, Twoja mama igra z ogniem - całymi gigabajtami tego kota, które mogą jej się zwalić na głowę ;) Rób pierogi z wiśniami!

      Usuń
    2. Hyhy, myślę, że byłaby zachwycona ;] Ok, ale wiśnie trzeba zebrać...

      Usuń
  2. wow 30 przedmiotów! nic dziwnego, że wymięklaś przy jednym. Piękne miałaś widoki na tym dachu, zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dobrze Cię znów widzieć!
      30 to ja zaliczyłam, został mi ten 31szy :) Dach był super, już wiem, że będę na niego wracać!

      Usuń
  3. rzeczywiście ładny ten Twój zachód słońca :)

    OdpowiedzUsuń