wtorek, 31 lipca 2012

Niezbędnik

Od jakiegoś czasu mam trzy sprawdzone wersje makijażu codziennego: ekskluzywną, szybką i ekspresową. Szybkiej (ok. 5-7 minut) używam rano, gdy mam mało czasu, ekspresowej (2-3 minuty), gdy nie mam go wcale, a ekskluzywnej (aż 10-12!!! minut) nie-rano. 

Wszystkie te opcje są do siebie bardzo podobne, różnią się tak naprawdę jedynie makijażem oczu, bardziej lub mniej zaawansowanym. W sumie do wszystkich tych opcji razem wziętych używam następujących kosmetyków (nie na raz, rzecz jasna, tylko zależnie od wersji):


Co mogłam, to otworzyłam... :)

- baza Cashmere wygładzająca Dax Cosmetics
- podkład Maybelline Affinitone 09 Opal Rose
- podkład essence soft touch mousse 04 matt ivory
- puder Rimmel Stay Matte 001 transparent
- korektor w pędzelku Maybelline Dream Lumi touch (nie ma na nim napisane, jaki to odcień :( )
- puder brązujący w kulkach Wibo Your Fantasy
- jako bronzer: podkład Kobo Ideal Cover Make Up 405 sun tanned
- baza pod cienie essence I <3 Stage 
- róż Bourjois 33 Lilas d'Or
- cień p2 matte dream 090 brown delight
- cień mySecret 506 matt 
- cień mySecret 416 double effect 
- podwójny cień do powiek H&M Hot Sand
- Wibo brązowy żel stylizujący do brwi 
- podwójna kredka do oczu Oriflame Visions (brązowo - złota, napisy mi się zatarły :( )
- tusz do rzęs Maybelline One by One Volum' Express czarny
- pomadka Bell Royal Glam 071
- błyszczyk Rimmel Vinyl Gloss 770 paparazzi

Uff, niby niedużo, a jednak jak wszystko trzeba spisać, to dużo! ;)

Po wszystkie te kosmetyki sięgam chętnie, choć wiadomo, mają swoje mocniejsze i słabsze strony. 
Czy chcecie, żebym opisała któryś z nich dokładniej? A może mam powiedzieć/pokazać, jak prezentuje się taki mój typowy makijaż na dzień? 

środa, 18 lipca 2012

Germański haul

Hallo Leute!, że tak powiem sobie pięknie z niemiecka. Wreszcie mogę się do Was znów odezwać :) Jak się okazuje, czasu mi nie zbywa, i chociaż codziennie myślę o tym, co i jak mogę napisać na blogu, to jednak leń/zmęczenie we mnie wygrywa i jakoś ciągle mi się nie składa... 

Tym niemniej dziś postanowiłam Was uraczyć foteczkami tego, na co ostatnio wydaję pieniądze... To będzie lekki misz-masz, tu ciuch, tam kosmetyk... albo i lek... Zobaczycie ;)




Na ten pięknie kolorowy stosik składa się:
- sukienka (H&M, 10 Euro)
- koszulka nocna (nie pamiętam sklepu, 7 Euro)
- cóż, majtki... 2x czarne, 2x zielonkawe, 2x pasiaste (również powyższy sklep, co go nie pamiętam, w sumie 8 Euro)
- jeszcze większe cóż, biustonosz (H&M, 12.95 Euro)
- maszynki do golenia (bo po co pamiętać zabrać z domu...? Ok. 2 Euro)
- po co pamiętać zabrać z domu i po co pamiętać sfotografować - nieobecny na zdjęciu szampon Shauma Volumen (ok. 3 Euro)
- pokrowiec na aparat fotograficzny (MediaMarkt, 7 Euro)
- karta pamięci do aparatu 8GB (wiecie, jej nie ma, bo zdjęcie robiłam w końcu... MediaMarkt, 8 Euro)
- dałam tu też pudełko do aparatu, bo kupiłam w Polsce, ale dostałam w swoje łapki dopiero będąc tu- wisiorek SIX (Galeria Karstadt, 3 Euro)- książka Gilgi - eine von uns (ech, lektura... 11.95 Euro)- guma do żucia wszelaka (dostałam)- leki na zapalenie pęcherza - tabletki, kropelki, herbatka (też dostałam, praktyczny prezent, nie powiem, i na szczęście działa)- cień do oczu p2 matte dream 090 brown delight (dm, 1.55 Euro)- Tangle Teezer (dm, 14.95 Euro... chyba oszalałam... ;) )Powiększamy co nieco:

Cień jest bardzo jasnym, ciepłym brązem, powiedziałabym, że to takie latte - dokładnie takiego szukałam, więc wrócę do tematu.


Sukienkę przymierzyłam, wyglądała świetnie (nie to, co na tym smętnym wieszaku...), ale z braku gotówki  przy sobie nie mogłam wziąć. Potem tak za mną chodziła, że koniec końców pojechałam po nią  i mam!



Wisiorek spodobał mi się od razu, więc chociaż zakupy nie były w planach,  musiałam go wziąć (inaczej niechybnie byłaby powtórka z rozrywki przy sukience...). Jest to jeden z tych dosyć długich, sięga poniżej biustu. Spodobała mi się nieskomplikowana forma i wydaje mi się, że jest dość elegancki i do wielu rzeczy będzie pasował.  


Zakupy z serii "cóż...", czyli bielizna. Jakąś ładną koszulkę nocną chciałam od dawna, a ta tutaj, choć może się wydawać lekko tandetna (no serio, panterka i róż?), to jednak po włożeniu jakimś cudem wcale tak nie wygląda. Nie wiem, co mnie skłoniło do wzięcia jej z wieszaka, ale dobrze się złożyło. Majtki, jak to majtki, każdy musi mieć. A ja uwielbiam te takie koroneczki, ach, och. No i biustonosz, w tak szalonym odcieniu różu, że sama siebie nie poznaję. Dodam tylko, że pierwszy raz od czasów, hm, gimnazjum, kupiłam biustonosz w H&M (przez wiele lat nie było tam na mnie rozmiaru...a teraz mi się zmniejszył) i bardzo się cieszę, bo niektóre modele mają naprawdę śliczne.




Tangle Teezer - o tym słyszał już chyba każdy. Zastanawiałam się nad nim jakiś czas, bo przy mojej długości włosów rozczesywanie potrafi być problemem. Nie jestem wielką fanką zakupów online, a i cena tej szczotki do przystępnych nie należy. Skusił mnie fakt dostępności w zwykłym, naziemnym sklepie, gdzie mogłam zmacać i naocznie ocenić towar. Rozwinę temat w przyszłości. 


Nie wspomnę o wydatkach niezbędnych takich jak:
- jedzenie (czasem, jak nie zapomnę...)
- pół kilo kawy mielonej bezkofeinowej Dallmayr
- bilety (tu komunikacja miejska jest droga. Serio.)

Oraz mój mały rytuał - lody. Jak by nie patrzeć, to jedna z mniej szkodliwych dla figury słodyczy. Poza tym kurcze, jest lato! A że zawsze jedząc je, chodzę, to i tak spalam, nie?
W Polsce najchętniej jadam lody zakręcone - włoskie, lub jeszcze bardziej zakręcone - świderki. W Niemczech natomiast lecę w kulki! Koszt kulki, zależnie od miejsca, 1.00 - 1.20 Euro, można poprosić w tekturowym kubeczku lub w wafelku. Wafelek to nie to, co ten kawałek tekturki u nas, bez żadnych dopłat dostaje się coś, co jest kruche, rumiane i ma smak. Zawsze biorę więc w wafelku, dwie kulki - czekoladową i mango, raz z racji braku czekoladowych wzięłam kawę + kokos, też mniam.


Skąd ta geograficznie uwarunkowana rozbieżność mojego gustu co do lodów? U nas, o ile dobrze kojarzę, kulka lodów kosztuje od 1 zł, gdy wie wiadomo, co to za lody, do ok. 3 zł, zależnie od firmy. Jaka kulka jest, każdy widzi.
Wydawać by się więc mogło, że dla mnie, na stałe mieszkającej w Polsce, a więc siłą rzeczy przeliczającej sobie na złotówki, koszt kulki niemieckiej, czyli ok 4-5 zł, jest wysoki. Ale...

Tak... ten odcisk w lewej górnej części smaku mango to odcisk od łyżki do nakładania. Łyżki, która jest taka sama, jak te u nas. Czy muszę jeszcze mówić, skąd moje zamiłowanie do lodów w kulkach za Odrą? Są pyszne, w pysznym wafelku i - moim zdaniem - tańsze niż u nas...

Będąc w Niemczech po raz pierwszy w życiu, mając lat czternaście, zostałam zaproszona na lody.  Nieświadoma tego, jakiej wielkości będzie ta porcja, stojąc przed wyborem z około trzydziestu smaków, zdecydowałam się ostatecznie na cztery kulki. Była to zima, i całe szczęście, bo jadłam to dobrą godzinę lub i półtorej! Od tego czasu nie biorę więcej, niż dwie kulki na jeden raz! ;)

czwartek, 5 lipca 2012

Wywiało mnie

Długo mnie nie było i aż głupio się czuję, że zniknęłam tak całkiem bez ostrzeżenia... Przepraszam wszystkich, którzy jakoś ten brak odczuli! Powodem tego straszliwego faux pas z mojej strony była oczywiście sesja (a nawet dwie...).
A teraz wyjechałam, co powinno skutkować częstszym pisaniem!

Zanim jednak przejdę do moich wojaży zagranicznych, muszę się podzielić krótkim podsumowaniem kilku ostatnich dni spędzonych w domu:

1) prawie że ogarnęłam moje dwie sesje! Został mi jeden egzamin, który zapewne bym zdała, ale na który już po prostu nie miałam siły psychicznej pójść. Ale zaliczyłam wszystko inne, łącznie 30 przedmiotów. A to moja pierwsza w życiu poprawka ;)

2) spotkałam się z dawno niewidzianą Ninon, za którą już taaaak baaardzo tęskniłam. Zjadłam u Niej najlepsze ruskie pierogi ever, produkcji własnej na dodatek. Nie popisałam się jedynie, że nie zabrałam ze sobą w gości Kota, który też był zaproszony. Rekompensuję:

N., to dla Ciebie i Twojej Mamy!

3) byłam na zakupach z moją Babcią, która jest jednym z najlepszych stylistów, jakich znam! Zakupiłyśmy wspólnie 3 koszulki, jedne krótkie spodenki, jedne pasiaste rajstopy i Najlepszą Spódnicę Świata, co było moim prezentem na nadchodzące urodziny

4) samodzielnie zakupiłam jeszcze Dokładnie Takie Buty, Jakie Chciałam i bardzo ładną pomadkę

5) źle zrobiłam zamówienie na aparat fotograficzny, ale już zostało to naprawione i dotrze on do mojego domu jutro, a tutaj zostanie mi przywieziony w niedzielę (co będzie skutkowało fotkami!!!). A aparat jest taki, jak zawsze chciałam: nieduży. Mogę go wrzucić do torby i mieć przy sonie bez żadnego problemu, wyjąć w każdej chwili i zrobić zdjęcie na pamiątkę. Bo to nie jest aparat profesjonalny. Taki też mamy w domu. Ale ten będzie taki mój i ma służyć do łapania wspomnień...

* co do rzeczy kupionych, to, jak już się właśnie z aparatem ogarnę, to postaram się podzielić jakąś dokumentacją

6) byłam na spotkaniu mojej klasy jeszcze z gimnazjum. Fajnie było zobaczyć się z tymi ludźmi, fajnie było słuchać ich lekko zdziwionych komplementów, bo tak, wyglądam teraz baaardzo inaczej, lepiej... Idąc na to spotkanie oczywiście wywaliłam się na prostej drodze, co nieszczególnie skończyło się dla kolan:

Kolana (po)bojowe!

I rzeczy, których nigdy w życiu nie robiłam:

7) wypiłam trzy drinki! Hah, wiem, że to żadna ilość, ale to zapewne i tak więcej, niż wcześniej przez całe życie łącznie ;)

8) spędziłam fantastyczne popołudnie na dachu bloku w samym środku centrum Warszawy:

Kto widzi pałac? :)



A już w kolejnym poście początek relacji ze Szprechlandii!