Nie będę się na ten temat nie wiem jak rozpisywać, bo korale jakie są, każdy widzi. Zrobione są oczywiście z gliny, szkliwione pieczołowicie różnymi eksperymentalnymi kolorami. Nawleczone na miękki rzemyczek, oddzielone supełkami i wykończone kawałkiem łańcuszka. Z kokardek ostatecznie zrezygnowałam, bo chociaż na zdjęciu wygląda to super (dlatego tak to Wam pokazuję), to jednak ogranicza uniwersalność takiego naszyjnika.
Nie są może lekkie, ale do bardzo ciężkich też nie należą, z resztą ja lubię czuć, że coś mam na szyi. No i żadna masowa plastikowa produkcja nie zastąpi porządnego hande-made'u!
W ogóle to muszę Wam tu niebawem przedstawić cykl pokazujący co i jak dzieje się, zanim ceramiczny przedmiot jest gotowy, to będę mogłam Wam podawać więcej ciekawych informacji, opisując jakąś nową rzecz :)
ładne kolory. bez kokardek lepiej
OdpowiedzUsuńW ostatecznym rozrachunku też tak sądzę. Zamysł mam taki, że je włożę, zrobię zdjęcie im na mej pięknej szyi i dokleję do tego posta :)
Usuńjest absolutnie cudowny! uwielbiam biużuterię hand-made.czekam na ten cykl, jestem bardzo ciekawa jak to wygląda 'od kuchni' :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, muszę ino odpowiednią dokumentację fotograficzną przygotować... :)
UsuńCudowne, ale ja chyba zamiast korali zrobiłabym taką bransoletkę myślę że była by świetna, ale niestety mój talent mi na to niepozwala heh :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebię <3
Ja raczej bransoletek nie noszę (czyli wcale), więc jak robię dla siebie, to rzeczy na szyję :)
UsuńŚwietnie wyglądają na szyi, pokaż koniecznie! :)
OdpowiedzUsuńŚliczne!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuńpiękne
OdpowiedzUsuń